W związku z tym, że lato i letnia, słoneczna pogoda odchodzi od nas nie ubłagalnie, konieczne jest wspomaganie się balsamami brązującymi, w celu przedłużenia naszej letniej opalenizny :) Tym razem chciałabym napisać parę słów o jednym z takich balsamów, a mianowicie chodzi o balsam brązujący z firmy Kolastyna. Lecz jak się niestety okaże w dalszej części notki, balsam ten jest brązujący tylko z nazwy... No więc przejdźmy do rzeczy :)
Balsam znajduje się w plastikowej, brązowej butelce o pojemności 250ml.
Opisując właściwości balsamu zacznijmy może od jego plusów. Po pierwsze do zalet tego balsamu można zaliczyć na pewno dobre nawilżanie skóry, które utrzymuje się przez dłuższy czas. Kolejną zaletą jest przyjemny zapach, można go określić jako czekoladowo-kokosowy. Zapach również długo utrzymuje się na skórze i na dłuższą metę może być troszkę mdły i przeszkadzać, chyba że ktoś lubi słodkie zapachy, to wtedy będzie ok. Co ważne, w tym balsamie nie jest wyczuwalny charakterystyczny, samoopalaczowy zapach, nawet po kilku godzinach po aplikacji balsamu. Jest to związane jednak z bardzo małą ilością substancji samoopalającej w balsamie, co przekłada się niestety negatywnie na jego działanie koloryzujące skórę. I w tym miejscu trzeba już zacząć pisać o jego wadach... Zacznijmy właśnie od jego działania brązującego, którego tak praktycznie nie ma... Efektu tego nie uzyskuje się nawet po codziennym, kilkudniowym używaniu owego balsamu. Kolejnym jego minusem jest stosunkowo długi czas wchłaniania w skórę, co związane jest z jego dość gęstą i ciężką konsystencją. Również w związku z tym, pod koniec opakowania trochę trudno jest go wydostać z butelki. Skóra po aplikacji balsamu jest przez pewien czas trochę lepiąca, ma tłustą warstwę.
Skład:
Zalety:
- nawilża skórę na dość długi czas
- przyjemny zapach, czekoladowo-kokosowy
- nie ma charakterystycznego zapachu dla samoopalaczy
- niska cena, ok. 10zł.
- łatwo dostępny w drogeriach
Wady:
- nie brązuje skóry, nawet po regularnym stosowaniu
- długo się wchłania
- dość ciężka i ciężka konsystencja
- skóra po aplikacji balsamu jest trochę lepiąca
Podsumowując, balsam ten nie spełnił moich oczekiwań. Skuszona niską ceną i chęcią wypróbowania czegoś nowego, kupiłam go z myślą o nadaniu mojej skórze naturalnego, brązowego koloru, lecz jak się okazało bez efektu... Balsam powinien raczej nosić nazwę nawilżającego, ponieważ w tej roli spisuje się nawet nieźle.
Jeśli chodzi o balsamy brązujące, to w tej kategorii mam jednak na dzień dzisiejszy od pewnego czasu swojego faworyta, dużo lepszego od dzisiejszej Kolastyny, o którym napiszę w jednej z następnych notek :)
Moja ocena: 2,5/6
Pozdrawiam Was serdecznie,
Camille
coś cienko wypadł, ja używam sun ozon
OdpowiedzUsuńja używam pianki z DAX :)
OdpowiedzUsuńja używam balsamu z Lirene i go uwielbiam <3 pięknie brązowi skórę przy czym nie robi żadnych smug :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam! :D
bardzo fajny ten balsam, używam go od czasu do czasu, mimo tych wszystkich konserwantów.
OdpowiedzUsuńps. Kochana dalej nie mam Cie w obserwujących:(
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie za bardzo przepadam za balsamami brązującymi.
OdpowiedzUsuńOczywiście zapraszam do obserwowania i komentowania mojego bloga oraz na rozdanie :)